Pamięć ocala narody
- Szczegóły
- Odsłony: 11573
PAMIĘĆ OCALA NARODY
Od października r. szk. 2002/2003 do września r. szk. 2003/2004 uczniowie Publicznego Gimnazjum w Uszwi pod kierunkiem mgr Teresy Czesak realizowali projekt edukacyjny „Pamięć ocala narody” związany z przygotowaniem młodzieży do odsłonięcia tablicy upamiętniającej rozstrzelanie w maju 1944 r. mieszkańca Uszwi Wojciecha Kotfisa oraz żydowskiej rodziny Goldbergerów.
Cele projektu:
- poznanie historii narodu żydowskiego z uwzględnieniem stosunków polsko-żydowskich oraz zagłady Żydów podczas II wojny światowej;
- dotarcie do faktów i dokumentów związanych z tragicznymi wydarzeniami, które miały miejsce w 1944 r. w Uszwi;
- zainteresowanie lokalną historią;
- kształtowanie szacunku dla narodów o innej wierze, kulturze;
- propagowanie idei tolerancji;
- rozbudzenie zainteresowań badawczych;
- korzystanie z różnych źródeł informacji;
- kształcenie nawyku uczestnictwa w życiu własnej miejscowości.
Uczniowie podzieleni na grupy realizowali kilka zadań:
- zdobywali i opracowywali informacje dotyczące dziejów narodu żydowskiego
z uwzględnieniem losów Żydów mieszkających w Brzesku i Uszwi; - przeprowadzali wywiady z mieszkańcami Uszwi i rodziną W. Kotfisa na temat tragicznych wydarzeń w 1944 r.;
- poszukiwali dokumentów związanych z W. Kotfisem w archiwach parafialnych i szkolnych;
- nawiązali współpracę z Fundacją Judaica w celu pozyskania materiałów do badań;
- nawiązali kontakt z Gminą Żydowską w Krakowie i Instytutem Pamięci Narodowej;
- przeprowadzali sondaż wśród uczniów na temat tolerancji;
- dokonywali selekcji i porządkowania zgromadzonego materiału.
Zdobyte podczas realizacji projektu informacje zostały zebrane w pracy „Bliżej Europy, bliżej tolerancji”. Tym samym zakończył się pierwszy etap przedsięwzięcia.Celem drugiego etapu projektu było podjęcie działań mających na celu włączenie się w przygotowanie oprawy uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej. Młodzież nawiązała kontakt z Gminą Żydowską w Krakowie oraz Instytutem Pamięci Narodowej, przesyłając wyżej wymienionym instytucjom zgromadzony materiał badawczy. Ponadto przygotowała montaż słowno-muzyczny poświęcony pamięci ofiar II wojny światowej oraz sympozjum naukowe dotyczące problemu stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej.
Uroczystość odsłonięcia tablicy odbyła się 25 września 2003 r. z udziałem zaproszonych gości: przedstawicieli Gminy Żydowskiej oraz Instytutu Pamięci Narodowej, władz Gminy Gnojnik, które objęły patronat nad uroczystością, rodziny Wojciecha Kotfisa i mieszkańców wsi. Młodzież uczestniczyła w uroczystościach odsłonięcia tablicy pamiątkowej w lesie Grabaliny, poświęcenia grobu W. Kotfisa na cmentarzu w Uszwi oraz we Mszy św. Następnie w budynku szkoły uczniowie zaprezentowali okolicznościowy program artystyczny oraz wzięli udział w sympozjum naukowym z udziałem prokuratorów IPN-u oraz historyka Jana Musiała, zajmującego się problematyką stosunków polsko-żydowskich. Młodzież poznała arkana pracy Instytutu oraz uzyskała informacje na temat stanu badań sprawy rozstrzelanych w 1944 r.
Realizację projektu wspierali mieszkańcy Uszwi oraz "Dziennik Polski", który propagował działania mające na celu dotarcie do prawdy tamtych wydarzeń. Zgromadzony przez uczniów materiał badawczy spotkał się z uznaniem pracowników IPN-u oraz rodziny W. Kotfisa. Projekt z pewnością przyczynił się do wzrostu zainteresowania lokalną historią, wpłynął na kształtowanie poczucia odpowiedzialności za losy innych ludzi, pobudził do refleksji nad dziejami dwóch narodów _- polskiego i żydowskiego, a może także zweryfikował przekonania. Młodzież miała niecodzienną okazję sprawdzenia się w roli badaczy przeszłości oraz doskonalenia umiejętności gromadzenia i analizy informacji, korzystając z różnych źródeł. Udział w realizacji projektu umożliwił uczniom włączenie się w działania na rzecz własnej miejscowości. Przedsięwzięcie przyczyniło się do promocji pracy szkoły.
{gallery}prace_nauczycieli/kotfis/5{/gallery}
Relacja z uroczystości - Marek Białka
BLIŻEJ EUROPY, BLIŻEJ TOLERANCJI
Fragment pracy zbiorowej uczniów Publicznego Gimnazjum w Uszwi
napisanej pod kierunkiem mgr Teresy Czesak
Naucz nas, że pod słońcem Twoim
nie masz Greczyna ani Żyda...
Julian Tuwim
Niniejsza praca zawiera materiały dotyczące relacji polsko-żydowskich w Uszwi na tle historii ze szczególnym uwzględnieniem tragicznych losów rodziny Goldbergerów ukrywających się w naszej wsi podczas II wojny światowej. Chcemy ocalić od zapomnienia fakty świadczące o szlachetnych odruchach serca mieszkańców Uszwi wobec Polaków wyznania Mojżeszowego, ale także przypomnieć wydarzenia naznaczone okrucieństwem.Musimy pamiętać o historii naszej małej ojczyzny, o ludziach, którzy ją tworzyli, bo tylko „szanując przeszłości ołtarze", możemy budować nasze dziś i nasze jutro. Co wniesiemy do Europy, jeśli zatracimy własną tożsamość? Jakie będzie nasze współżycie z innymi narodami, gdy nie nauczymy się szacunku dla innego języka, religii i kultury? Mamy nadzieję, że zebrane przez nas informacje przyczynią się do propagowania idei tolerancji.
ŻYDZI BRZESCY
Żydzi mieszkali w Brzesku już w XVIII w. Gmina żydowska liczyła wtedy około 200 osób. Później liczba ta znacznie wzrosła. W XIX w. większość społeczności żydowskiej Brzeska zajmowała się kupiectwem. W 1867 r. prawie cały handel znajdował się w rękach Żydów. Uprawiali oni też inne zawody: krawiectwo, szewstwo i piekarstwo. Byli szynkarzami i właścicielami kamienic. Gmina żydowska w Brzesku posiadała w XIX w. kasę chorych, szpital dla ubogich, łaźnię, szkołę religijną oraz dwie synagogi. Żydzi w tym okresie mieli duży wpływ na życie miasta, gdyż w radzie Brzeska zasiadali w większości radni żydowscy. Żydzi piastowali również stanowiska wiceburmistrzów.Podczas I wojny światowej do miasta wtargnęli Moskale, którzy podpalali domy i pustoszyli żydowskie sklepy. W lutym 1918 r. miały miejsce manifestacje antyżydowskie, podczas których rabowano sklepy Żydów. Czynili to przede wszystkim mieszkańcy pobliskich Jadownik. Spalili oni nawet 4 domy żydowskie. W zamieszkach zginęło kilku Żydów, a wielu zostało rannych. Czas I wojny światowej był trudny dla ludności żydowskiej z powodów ekonomicznych, a poprawa sytuacji nie nastąpiła także w okresie międzywojennym. Pogorszyła się ona w latach trzydziestych wskutek propagandy antyżydowskiej oraz bojkotu handlu i rzemiosła żydowskiego. Tak jak w czasie I wojny światowej Jadowniki okazały się najsilniejszym ośrodkiem antyżydowskim. Z objawami niechęci spotkali się brzescy Żydzi w roku 1930, gdyż nie zostali zaproszeni na duszpasterską wizytę biskupa. To przyczyniło się do pogorszenia stosunków między miejscowymi Żydami i katolikami. W końcu XIX w. założono w Brzesku szkołę dla dzieci żydowskich. Posiadała ona trzy klasy, w których uczyło się 103 dzieci.
Pobyt Żydów w Brzesku przerwała, podobnie jak w innych miastach Polski, II wojna światowa. Gdy Niemcy zajęli miasto, zaczęli zmuszać Żydów do przymusowych robót. Wiosną 1941 r. Niemcy utworzyli w Brzesku getto, w którym zgromadzono ok. 6 -7 tys. Żydów z Brzeska i okolicznych wsi. Okres istnienia getta był czasem rabunku i mordowania. Po dokonywanych egzekucjach Niemcy żądali od Żydów zapłaty za zużyte naboje, a rodziny zamordowanych zmuszano do podpisywania dokumentów stwierdzających naturalną śmierć ofiar. Był to także czas nakładanych na Żydów kontrybucji, czas głodu i epidemii, które panoszyły się w getcie. Likwidacja getta nastąpiła w połowie września 1942 r., wtedy to zdecydowaną większość Żydów załadowano do wagonów i przewieziono do obozów zagłady w Oświęcimiu, Bełżcu i Majdanku. Niemcy bardzo brutalnie zachowywali się wobec Żydów: bili ich, popychali, kopali, słabych zabijali. Na terenie getta pozostawili tylko ok. 70 osób z nakazem uporządkowania rzeczy pozostawionych przez jego mieszkańców i przygotowanie tych dóbr do wysyłki do Niemiec. Po wypełnieniu tego zadania ludzie ci zostali wywiezieni do getta w Bochni lub w Tarnowie. Wojnę przeżyło ok. 200 Żydów brzeskich.
Na ulicy Czarnowiejskiej w Brzesku w sąsiedztwie cmentarza wojskowego z czasów I wojny światowej znajduje się cmentarz żydowski, dziś opuszczony, odwiedzany niekiedy przez Żydów mieszkających za granicą. Jest najważniejszą pamiątką po znacznej części mieszkańców przedwojennego Brzeska. Najważniejszą choć nie jedną, bowiem w mieście pozostało jeszcze kilka innych miejsc przypominających minioną obecność ludności żydowskiej. Do obiektów tych zalicza się, m.in. synagogę zamienioną na Bibliotekę Miejską oraz dawną mykwę, która po wojnie stała się siedzibą Dziewiarskiej Spółdzielni Inwalidów "Robotnik".
ŻYDZI W USZWI
Obecność Żydów na trwałe wpisała się w historię Uszwi i całej gminy zbiorowej. W XIX i w pierwszej połowie XX wieku ludność pochodzenia żydowskiego zajmowała się tu głównie działalnością handlową, chociaż niektórzy z nich wykonywali również różne usługi rzemieślnicze, hodowali bydło, a także uprawiali ziemię, którą posiadali w niewielkiej ilości. Praktycznie każda rodzina znana tu była z przezwiska, co w Uszwi było na porządku dziennym. Nie ma dziś wśród najstarszych mieszkańców Uszwi osoby, która by nie pamiętała choć jednego Żyda, który mieszkał we wsi. Pytani o Żydów uszwianie podają przezwiska: Szimek, Cielicka, Drożdżos, Mosiek.
Najbardziej znana we wsi była rodzina Fischerów (Szymon, Chana, Regina, Paulina, Rywka, Mojżesz, Salomon, Anna, Estera, Abraham, Berta, Rozalia i Dawid). Mieszkali na Krzyżowej, na rogu obok zagrody Anny i Andrzeja Rabiaszów. Szymon miał duże gospodarstwo: 2 konie, 4 krowy, wynajmował do pracy robotników. Prowadził też na szeroką skalę handel końmi, miał wyszynk wódki, sklep wielobranżowy, wymieniał zboże na mąkę. Koło domu Fischerów znajdowała się bożnica (dom modlitwy) dla wiernych wyznania Mojżeszowego z całej gminy Uszew. Szimek, według relacji, jako jedyny z Żydów nosił długą brodę, a jego żona wypiekała macę. W sobotę wszyscy Żydzi świętowali. W ten dzień sami nawet nie palili w piecu, nie sprzedawali także żadnych towarów nawet na usilne prośby.Znana od pokoleń była rodzina Jakubowiczów (Kiwa, Roża, Amalia, Tauba, Salomea, Bronisława, Józef, Szymon, Eugenia). Ich zabudowania znajdowały się na parceli, na której obecnie mieszkają dwie rodziny, tj. Wanda i Franciszek Bystroniowie oraz Adela i Franciszek Zychowie. Kiwa był rzeźnikiem. U niego prawie cała wieś kupowała mięso wołowe. Prowadził też karczmę. Wiele osób przewinęło się przez duży murowany dom położony na parceli, gdzie obecnie znajduje się remiza. Tu mieszkali Federgrinowie (Mojżesz, Róża, Fajga, Pinkas, Samuel, Feliks, Leon). Podobnie jak i inni zajmowali się drobnym handlem. Sklepik z wyrobami tytoniowymi, zwany „trafika”, był zawsze dobrze zaopatrzony. Jednemu z Federgrinów - Leonowi nadano przydomek Cielicka, dlatego, że skupował po wsiach cielęta. Inny z kolei Pinkas, zajmował się oprawianiem obrazów i szkleniem okien. Zawsze był przygotowany, gdy odbywały się we wsi wesela i zabawy, by natychmiast zaszklić okna po bójkach czy przypadkowym wybiciu szyb. Na części obecnej posesji Franciszka Rojka i Marii Kotarby (Bychawskiej) mieszkała rodzina Goldbergerów (Kalma, Izaak, Chaskel, Gizela). Kalma (Kołma) miał małe gospodarstwo rolne, chował krowę i jak wszyscy jego koledzy prowadził drobny geszeft. Skupował i sprzedawał, co się tylko dało, m.in. skórki królicze. W domu, w którym obecnie mieszkają Józefa i Franciszek Warkoczowie, żyła bogata rodzina Silberspitzów (Mojżesz, Hersz, Aron, Balbina, Bronisława, Helena, Rozalia, Jan). Hersz ( Heśla ), podobnie jak jego ojciec, był handlarzem i rolnikiem. W roku 1936 działkę leśną, którą posiadał w Grabalinach, sprzedał Antoniemu Gotzowi-Okocimskiemu, a część domu wraz z gruntem i zabudowaniami gospodarczymi Janowi Chmurze i wyjechał z Uszwi. Tuż przy moście obok starego budynku rodziny Bobrów mieszkał Chaskel Goldberger z zawodu rzeźnik. Ożenił się z Tonią Ungerówną z Dębna. W Zawadzie Uszewskiej na obecnej posesji rodziny Krystyny i Stanisława Kozubków mieszkała rodzina Weissbartów (Szymon, Mojżesz, Tauba, Leon, Lejb, Jakub, Wolf, Wolwek, Maria, Juda, Sara, Frania). Nie można pominąć dwóch rodzin mieszkających w budynku zwanym „murowańcem”, który formalnie od połowy XIX wieku należał do Gnojnika, ale jeszcze przez cały okres międzywojenny i w pierwszych latach wojny ludzie w nim mieszkający przynależeli do Uszwi. Tu też dzieci chodziły do szkoły. Jedną tych rodzin była rodzina Naftalego Krausa i jego żony Beili, a ich dzieci występowały pod panieńskim nazwiskiem matki - Goldberger (Efraim, Helena i Lejbisch). Kontynuowali oni z początku tradycję karczmarzy, następnie prowadzili rzeźnię i sprzedaż mięsa wołowego, a po śmierci Naftalego był tu sklep artykułów spożywczych i powszechnego użytku. Drugą rodziną, która tu mieszkała, była rodzina Arona Eichenholza- krawca. U niego też pracowała w charakterze krawcowej córka Krausa, Helena. Ponadto przejściowo mieszkali w Uszwi lub pracowali Hersz Lejb – propinator oraz rzeźnik - Szymon Steinlauf. Drobny handel prowadziły - Ella Kempler i Róża Buchfuhrer, a młyn na Uszwicy dzierżawili Jan Harsche i Mateusz Knuples, których dzieci Maria, Michał i Izaak uczęszczali do szkoły w Uszwi.
Stosunki między mieszkańcami Uszwi, a Żydami układały się dobrze. Można powiedzieć, że obie społeczności nie wchodziły sobie w drogę. Dzieci obu narodowości chodziły razem do szkoły. Uszwianie byli zależni od Żydów. Mogli u nich sprzedać i kupić prawie wszystko. Żydom z kolei potrzebni byli uszwianie, aby mogli prowadzić handel, który był ich głównym źródłem utrzymania. Zostali zapamiętani z tego, że dawali towary na bórg, ale później konsekwentnie upominali się o swoją należność. Żydzi wraz ze swoją kulturą, sposobem bycia i religią wrośli w ówczesną rzeczywistość wsi tak mocno, że wszyscy nasi rozmówcy zgodnie twierdzą, że traktowali ich tak jak Polaków. Z pewnością zdarzały się drobne nieporozumienia. Do Uszwi docierały też hasła antysemickie, które jednak nie trafiały tu na podatny grunt.
Udziałem uszewskich Żydów stały się tragiczne doświadczenia narodu żydowskiego w okresie II wojny światowej. Do połowy 1941r. wszyscy Żydzi powiatu brzeskiego znaleźli się w gettach. Rodziny żydowskie opuszczały Uszew, nie zdając sobie sprawy z tego, że przejdą piekło obozów, komór gazowych, poniżenia. Mieszkańcy Uszwi wiedzieli o zakazie udzielania jakiejkolwiek pomocy Żydom pod karą śmierci. Takie były założenia władzy niemieckiej. Rzeczywistość jednak potwierdziła, że człowiek, ratując drugiego człowieka, może wznieść się ponad zakazy i ponad strach o własne życie. Pomoc udzielona rodzinie Goldbergerów ukrywającej się w Uszwi w czasie wojny jest najlepszym dowodem tego, że mieszkańcy wsi byli ponad uprzedzeniami narodowościowymi. W tych tragicznych czasach deptania godności narodu żydowskiego uszwianie potrafili dostrzec w Żydach swoich braci.
HISTORIA RODZINY GOLDBERGERÓW
Chaskel Goldberger i jego żona Toni z domu Unger pochodząca z Dębna przybyli do Uszwi z synem Jankiem (niektórzy twierdzą, że był on przybranym synem Chaskla). Tu urodziły się im jeszcze trzy córki (według niektórych dwie). Mieszkali w miejscu, gdzie obecnie znajduje się sklep pana Pawełka. Chaskel był rzeźnikiem i miał jatkę. Toni, piękna i sympatyczna kobieta była bardzo życzliwa dla mieszkańców Uszwi. Pani Julia Kural zapamiętała, jak opatrywała skaleczenia polskim dzieciom. Janek zachęcany przez księdza niejednokrotnie zostawał na lekcji religii w szkole.Po wybuchu wojny Goldbergerowie oraz ich krewny Pinkas Federgrin jako jedyni Żydzi nie opuścili Uszwi. Ukrywali się początkowo w różnych miejscach. Toni z najmłodszą córką przebywała u pani Karaś na Kątach. Rodzina Chaskla mieszkała także w pustym domu za cmentarzem. W dzień przebywali w piwnicy, w nocy wchodzili do domu. Pomagali im w tym czasie rodzice pani Alfredy Kotarby. Później zaczęli się ukrywać w bunkrze w lesie zwanym Grabalinami na granicy z tzw. Piskorką (pagórkowaty teren, na którym znajdowały się pola uprawne). Było to miejsce położone na uboczu daleko od wsi. Bunkier miał wymiary 4 x 4 m i posiadał komin umożliwiający ogrzanie się w zimie. Rodzina Chaskla najczęściej korzystała z pomocy Wojciecha Kotfisa. Jego dom był najbliżej kryjówki. Przychodzili raczej nocą. Otrzymywali jedzenie, mogli sobie coś ugotować. Pojawiali się także we wsi. Chodzili po domach, gdzie otrzymywali żywność. Jedna z mieszkanek Uszwi wspomina, że pewnego wieczoru zjawił się w domu jej rodziców Pinkas zwany Pinkiem. Przyszedł po chleb. Gdy siedział w kuchni, wszedł nagle Niemiec, upominając, aby zasłonić okna. Na szczęście nie zwrócił uwagi na Pinkasa. Nasza rozmówczyni do dzisiaj pamięta paraliżujący strach domowników. Chleb dla rodziny Chaskla wypiekała także matka pana Stanisława Z. Chaskiel przychodził zawsze wieczorem. Pan Z. jako mały chłopiec często zanosił do lasu worek z chlebem. Ukrywający się Żydzi ścinali także drzewa w lesie, za które otrzymywali od ludzi kukiełki (słodkie plecione bułki wypiekane w Uszwi). Aby przeżyć, wykopywali ziemniaki z okolicznych pól. Mieszkańcy wsi wiedzieli o obecności Żydów w Uszwi, nikt jednak o tym nie rozmawiał. Szczególne współczucie budziły dzieci Goldbergerów. Ci, którzy pomagali rodzinie, za wszelką cenę chcieli ją ocalić. Żydzi mieszkali w bunkrze około 3 lat. Niestety ktoś zdradził. Niektórzy wskazywali na gajowego. Żona syna Wojciecha Kotfisa twierdzi, że mogli to być właściciele pól, z których Żydzi wykopywali ziemniaki. Nie ma jednak pewności co do prawdziwości którejś z hipotez. Faktem jest, że w niedzielne popołudnie w maju 1944 r. (niektórzy twierdzą, że był to czerwiec 1944 r.) żandarmeria niemiecka i polska policja udała się do Grabalin, gdzie dokonała się tragedia. Wersji tego wydarzenia jest kilka. Najpierw Niemcy prawdopodobnie dostrzegli dziewczynkę zrywającą jagody. Zginęła jako pierwsza. Potem została zastrzelona Toni z najmłodszą córeczką na ręku i drugą starszą. Mężczyźni próbowali uciekać. Pinkasa schwytał pies i zaczął szarpać. Za chwilę został zastrzelony. Udało się uciec tylko Chasklowi i Jankowi. Pierwszy pojawiał się jeszcze w Uszwi. Mieszkańcy wsi ponownie przyjmowali go w swoich domach, często nawet u nich nocował. Później podobno został zastrzelony w Gródku. Informacje, że Janek przeżył nie zostały potwierdzone. Ciała zabitych Żydów pochowano najpierw we wspólnej mogile. Prawdopodobną wydaje się relacja pani Alfredy Kotarby, której ojciec opowiadał, że zwłoki Żydów wywieziono z Uszwi. Tak samo twierdzi synowa Wojciecha Kotfisa. Według niej ciała rozstrzelanych mogły zostać pochowane na cmentarzu żydowskim w Brzesku tzw. kierkowie. Tam jednak nie ma żadnych śladów tego wydarzenia. Po tragedii, która miała miejsce na Piskorce mieszkańcy Uszwi przez kilka dni żyli strachem o własne życie. Obawiali się szczególnie ci, którzy pomagali Żydom. Domniemali, że Niemcy dowiedzieli się o nich. Jednocześnie nie mogli pogodzić się z faktem, że rodzina Chaskla nie doczekała tak rychłego przecież końca wojny.
W miejscu śmierci Żydów nie ma żadnych symboli tragedii. Materialne ślady ich obecności w Grabalinach nie istnieją. Pamięć ludzka ocaliła jednak od zapomnienia fakty. Historia ukrywających się Żydów bardzo mocno tkwi w świadomości starszego pokolenia. Znają ją także uczniowie naszego gimnazjum. Oby przetrwała dla przyszłych pokoleń.
POSTAĆ WOJCIECHA KOTFISA
Według danych z parafialnej "Księgi chrztów" (Liber natorum tom X) Wojciech Kotfis urodził się 30 marca 1866 roku jako syn Marcina i Wiktorii. Jak czytamy w parafialnej "Księdze małżeństw" (Liber copulatorum tom VII) w roku 1894 ożenił się z Józefą Kowalczyk. Ojciec narzeczonej udzielił swojej córce pozwolenia na zawarcie związku małżeńskiego, gdyż była nieletnia:
"Ja niżej podpisany, ojciec małoletniej córki mojej Józefy Kowalczyk pozwalam na jej wejście w związek małżeński z Wojciechem Kotfisem, co przy dwóch niżej wymienionych świadkach jako nie umiejący pisać znakiem krzyża potwierdzam".
Wojciech Kotfis miał siedmioro dzieci, które już nie żyją. W młodości służył w wojsku austriackim, gdzie nauczył się języka niemieckiego. Odznaczał się wysokim wzrostem (około 2 m) i jak wspomina jego synowa - Stanisława Kotfis "był prosty jak świeca". Mieszkał wraz z rodziną przed Piskorką. Zajmował się gospodarstwem. Uprawiał pola, które kiedyś otrzymał jego ojciec od Austriaków za zasługi wojenne. Miał też piękny sad. Przez mieszkańców Uszwi był postrzegany jako "inny". Inność Wojciecha Kotfisa wynikła z jego nietypowych jak na gospodarza zainteresowań. Posiadał bardzo rozległą wiedzę. Był uznawany za mądrego człowieka, za "filozofa". Czytał książki i gazety, interesował się polityką. Odwiedzali go księża i urzędnicy. W znajdującej się przed domem altance, gdzie lubił przesiadywać, niejednokrotnie dyskutował ze swoimi gośćmi. Do kościoła chodził rzadko, ale gdy szedł, ubierał się w białe rękawiczki, garnitur, zabierał laskę i kapelusz. Służył do mszy świętej, będąc już żonaty. Jako mąż i ojciec odznaczał się surowością. Lubił porządek i dyscyplinę. Był pedantem w tym, co robił. Wpajał dzieciom szacunek dla ojczyzny i człowieka. Zapewne, kierując się tymi wartościami, zdecydował się na ryzykowną pomoc żydowskiej rodzinie Goldbergerów ukrywającej się podczas II wojny światowej niedaleko jego domu.Żydzi przychodzili do Wojciecha Kotfisa wieczorem. Mogli się ogrzać, coś zjeść i otrzymać chleb oraz inne pożywienie. Tak było przez 3 lata. Niestety najprawdopodobniej ktoś zdradził. Niemcy odwiedzili Wojciecha Kotfisa dwukrotnie. Pierwszy raz przyszli zapewne na zwiady. Rozmawiali z nim przed domem. Opowiadał im o swoim pobycie w wojsku austriackim. Jeden z Niemców na pożegnanie nawet mu zasalutował. Niestety druga wizyta zakończyła się jego tragiczną śmiercią, poprzedzoną rozstrzelaniem Żydów. W 1944 r. żandarmeria niemiecka zjawiła się przed domem Kotfisa. Jeden z Niemców schował się za gruszę, inni rozmawiali z gospodarzem. Nic nie wskazywało na to, że za chwilę padnie strzał. Podczas pożegnania żandarm stojący za drzewem strzelił. Wojciech Kotfis zginął na miejscu. Żona nagabywana przez Niemców nie przyznała się do pomocy Żydom, zrzuciła całą winę na męża, wiedząc, że nie żyje i tak uratowała swoje życie. Udała się do wsi z prośbą o pomoc. Pan Stanisław Kotarba i pan Franciszek Kurtyka pomogli jej przenieść ciało męża do stodoły. Na drugi dzień zwłoki owinięte w prześcieradło zostały przewiezione na cmentarz m.in. przez pana Jana Warkocza i pochowane prawdopodobnie przez Jakuba Bukowicza, Andrzeja Pawełka i Karola Rabiasza. Nie było trumny, mszy świętej i zapisu w księdze parafialnej. Nabożeństwo żałobne zostało odprawione kilka dni później. Strach i obawa o własne życie były zbyt duże. Ciało Wojciecha Kotfisa zostało pochowane na cmentarzu, gdzie obecnie spoczywa. Wojciech Kotfis był niewątpliwie indywidualnością w społeczności uszewskiej. Wymagający dla najbliższych, otwarty na wiedzę i świat, współczujący braciom - Żydom.
Czy tolerancji nauczył się z książek? Bardziej zasadne wydaje się twierdzenie, że ich lektura pomogła mu w kształtowaniu światopoglądu, w dostrzeganiu mechanizmów rządzących historią. Aby dostrzec w człowieku innej narodowości brata, aby pomóc mu przeżyć, ryzykując własnym życiem nie potrzeba tomów publikacji, potrzeba odruchu serca i wrażliwości, których nie można się wyuczyć, gdyż z nimi można się tylko urodzić. Ale oprócz zalet ducha Wojciech Kotfis posiadał jeszcze jedno - odwagę bycia prawdziwym człowiekiem w czasach pogardy dla człowieczeństwa.
{gallery}prace_nauczycieli/kotfis/6{/gallery}
Grób Wojciecha Kotfisa na cmentarzu w Uszwi, dokumenty z ksiąg parafialnych.
Trwająca od ponad tysiąca lat historia polskich Żydów jest częścią dziejów Polski i dlatego skłania do refleksji. Kulturowo różne narodowości - polska i żydowska - mogą się wzajemnie dopełniać i wzbogacać. W tym kierunku zmierza działalność wielu instytucji w Polsce: w Krakowie Katedra Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, w Warszawie Żydowski Instytut Historyczny oraz Centrum Badania i Nauczania Dziejów i Kultury Żydów w Polsce Uniwersytetu Warszawskiego. Funkcjonują także ośrodki naukowe zajmujące się badaniem historii i kultury Żydów. Od 1988 r. w Krakowie są organizowane Festiwale Kultury Żydowskiej, które na krakowski Kazimierz - dawną dzielnicę żydowską - przyciągają tysiące ludzi. W połowie lat 80. rozpoczęto szeroko zakrojone prace konserwatorskie mające na celu ratowanie zabytków żydowskich. Zapoczątkowano także program wymiany młodzieży z Polski i Izraela. Inicjatywa ta oznacza z pewnością nowy etap w stosunkach polsko-żydowskich.
Bibliografia:
- Danter Sz., Las sprawiedliwych, Warszawa 1968.
- Hauman H., Historia Żydów w Europie Środkowej i Wschodniej, Warszawa 2000.
- Sady R., Uszew - z dziejów wsi, klucza i gminy, Kraków 1999.
- Zawidzka I.,Cmentarz żydowski w Brzesku, Brzesko 2001.
KU TOLERANCJI
Wypowiedzi uczniów naszego Gimnazjum na temat tolerancji
Szanować Żydów to dla Polaków szanować siebie. Tak nakazuje patriotyczny obowiązek! Marzy mi się jednak sytuacja, kiedy każda ze stron będzie mówić przede wszystkim o zaletach drugiej strony i o własnych grzechach. Nie ma innej drogi do pełnego porozumienia między Polakami a Żydami tak ważnego dla obu narodów. Niech więc Polacy mówią o Jedwabnem i o innych dramatach, niech oddają pełny hołd ofiarom holokaustu, niech przede wszystkim przypomną o tym, że nie można zrozumieć Polski bez udziału żydowskiej wspólnoty, która dała Polsce tyle wybitnych nazwisk w każdej dziedzinie życia, szczególnie w kulturze i nauce. Dlaczego nie wspominać, iż tylu Żydów zamieszkało na ziemiach polskich dlatego, że wyrzucani ze Wschodu i Zachodu znaleźli właśnie tu ziemię tolerancji? Niech Żydzi okazują wdzięczność Polakom, którzy ich ratowali! Niech Polacy mówią o wielkości narodu żydowskiego i o holokauście. Niech oba narody zechcą zauważyć swoje winy. Wtedy i tylko wtedy staną się możliwe pojednanie, zrozumienie, a może nawet miłość między tymi dwoma narodami, które przecież tak wiele łączy!
Barbara Bober
Tolerancja to słowo, które czasami nie występowało w "ludzkim słowniku". Przeżywało ono wzloty i straszliwe klęski. Według mnie największą nietolerancją odznaczali się ludzie w czasach wojny. Chodzi mi głównie o Niemców, którzy trwale łączą się z wielką tragedią ludności żydowskiej w czasie II wojny światowej. Ta sprawa nie jest nam Polakom obca. Dalekosiężne plany niemieckie zakładały, że po uporaniu się z Żydami i Cyganami - pierwszymi narodami wytypowanymi do zagłady - miała przyjść kolej na Słowian, a więc i Polaków. Wielu ludzi nie pamięta o tym, uważając, że nie ma z Żydami nic wspólnego. Wręcz przeciwnie, jesteśmy narodami, których los nagle połączył już na zawsze. Bardzo ważne jest, abyśmy w przeddzień wejścia do Unii Europejskiej nie zapomnieli o naszym pochodzeniu, o naszej historii, o tych, dzięki którym możemy być wolni. Nie wolno nam zapomnieć o ludziach innych narodowości, których odmienność kulturową należy uszanować. Musimy pamiętać także o narodzie żydowskim, z którym łączą nas wspólne doświadczenia, a przede wszystkim łączy nas Polska uznana przez wielu Żydów za ojczyznę.
Justyna Biernat
We współczesnym świecie nietolerancja jest poważnym problemem i tematem wielu dyskusji. Jest ona "chorobą cywilizacyjną", która zatacza coraz większe kręgi i pochłania miliony ludzi. Przyglądając się dzisiejszemu społeczeństwu można stwierdzić, iż dzieli się ono na pewne grupy. Do jednej należy sama tzw. "śmietanka", czyli ci, którym niczego nie brakuje, inni to biedacy, jeszcze inni to chorzy. Niestety, zamiast nawzajem sobie pomagać, wspierać, ludzie ci coraz bardziej oddalają się od siebie. Brak tolerancji spotykamy praktycznie wszędzie. Ileż to razy, idąc ulicą, spotykamy błagającą o wsparcie materialne matkę z płaczącym dzieckiem na rękach. Przechodzimy wtedy obojętnie z brakiem współczucia w oczach. Często przyczyną nietolerancji są również odmienne poglądy, wyznawana religia. Jak często odtrącamy osoby, które wierzą w coś, co dla nas jest głupie i bez sensu. Chyba najgorszym przykładem nietolerancji jest odtrącenie chorych, biednych i potrzebujących pomocy. Zwróćmy uwagę na polskie szkoły. Kiedy nie masz kasy, extra ciuchów, bogatych rodziców, kiedy jesteś chory, nie masz po co żyć w swojej klasie. Wszyscy się z ciebie śmieją, odwracają, traktują co najmniej jak trędowatego, nie licząc się z twoimi uczuciami. Tak więc brak tolerancji w dzisiejszym społeczeństwie to prawdziwy, globalny problem.
Paulina Robak
Człowiek w życiu spotyka się z różnymi problemami. Niestety często jest to problem nietolerancji, który dotknął chyba każde pokolenie, które istniało na świecie. Nietolerowani są przede wszystkim ludzie chorzy, przeważnie na choroby zakaźne, upośledzeni, bezdomni, ubodzy, osoby innej rasy itp. Można by było wymieniać nieskończenie wiele przyczyn, które powodują, że ludzie są odrzucani i spychani na margines. Jednak nie ulega wątpliwości, że nietolerancja dotknęła najbardziej ludzi żyjących w czasie II wojny światowej. Były to przede wszystkim narody słowiańskie, a zwłaszcza Żydzi. W czasie wojny głównym celem hitlerowców było wymordowanie Żydów tzw. holokaust. Według Niemców byli oni uważani za "podludzi", którzy powinni zostać pozbawieni wszelkich praw i życia. Z historii wiemy, że na terenie naszej wsi Uszew żył Wojciech Kotfis, który w czasie II wojny światowej pomagał ukrywającej się w lesie rodzinie żydowskiej. Niestety za tak bohaterską postawę pana Kotfisa spotkała kara ze strony okupanta, został rozstrzelany. Stało się tak, gdyż o pomocy pana Kotfisa Żydom ludzie donieśli Niemcom. Gdyby nie ta tragedia, zapewne dzisiaj wiedzielibyśmy coś więcej o bohaterskim Polaku i ludziach, którym pomógł. Niewątpliwie to nieszczęście wynikało z nietolerancji wobec Żydów i ludzi, którzy im pomagali. Jakby ludzie postąpili dzisiaj? Czy Polska jest narodem tolerancyjnym? Czy dzisiaj obywatele naszego kraju są tolerancyjni wobec innych narodów, ludzi wyznających inną religię, mających odmienne zdanie? Polacy, stojąc u progu wejścia do UE, powinni wiedzieć i być świadomi tego, że muszą być bardziej tolerancyjni nie tylko dla mieszkańców swojego kraju, ale również dla innych państw, ich obywateli, kultury, nauki itp. Każdy człowiek powinien akceptować swoich bliźnich, mimo że często nie potrafi zrozumieć ich postawy i zwyczajów.
Małgorzata Rożek
Wejście do Unii Europejskiej jest dla nas wielką szansą, ale również niesie ze sobą problem tolerancji. Dotyczy to nie tylko mniejszości narodowych, takich jak np. Żydzi, ale również nas Polaków. W czasach komunizmu byliśmy odizolowani od Zachodu. Myślano o nas jak o zacofanym, biednym kraju, który chyli się ku upadkowi. Nasz kraj przełamał jednak kryzys gospodarczy i otworzył się na Zachód, czego efektem jest wejście Polski do Unii Europejskiej. Teraz powinniśmy się postarać, aby mieszkańcy innych europejskich krajów poznali prawdziwych Polaków. We współczesnym świecie największy problem z tolerancją istnieje w Azji. Prowadzi to do licznych konfliktów zbrojnych. Z tego powodu niepotrzebnie ginie wielu niewinnych ludzi, a przecież wystarczy chcieć poznać innych i tolerować ich odmienność i inną religię.
Dariusz Pawełek
Tolerancja to umiejętność akceptowania prawa innych, ich kultury, religii, poglądów na życie oraz świat. Czy my Polacy stojący u drzwi Unii Europejskiej możemy powiedzieć z czystym sumieniem, że jesteśmy tolerancyjni? Czy potrafimy zrozumieć ludzi o innej kulturze, religii, historii? Każdy z nas powinien umieć wybaczać i tolerować innych. Takim przykładem i autorytetem powinien być dla nas Wojciech Kotfis - zwykły człowiek, który pomimo zagrożenia utraty życia w czasach II wojny światowej nie uległ i pomógł jednej z rodzin żydowskich mieszkających w naszej wiosce. Dla swoich idei i przekonań poświęcił życie. Moim zdaniem, każdy z nas powinien zmienić swoje dotychczasowe myślenie i zacząć tolerować innych ludzi. Każdy z nas powinien wnieść do Unii Europejskiej nasz patriotyzm oraz szacunek do innych.
Ewa Rozciecha
Przez słowo tolerancja rozumiem postawę ludzi różnych narodowości, innych wyznań względem siebie. Ta postawa jest przyjacielska, jedni drugich nie zwalczają, pomagają sobie. W dzisiejszym świecie dużo jest ludzi, którzy nie kierują się tolerancją. Zwalczają ludzi innych od siebie, nie chcą, aby mieszkali w tym kraju, co oni. Jednak i w tym świecie są lub byli ludzie tolerancyjni. Jedną z takich osób był Wojciech Kotfis, który pomagał rodzinie żydowskiej. Ryzykował on swym życiem, ale podjął się tego wyzwania. Również postawa mieszkańców Uszwi jest godna pochwały. Wiedzieli, że za pomoc Żydom grozi kara śmierci. Przez trzy lata rodzina ta nie została wydana. Jednak znaleźli się ludzie, którzy nienawidzili Żydów - Niemcy. I tu zderzają się ze sobą dwie postawy - heroizmu Wojciecha Kotfisa, który został zastrzelony za ukrywanie Żydów i druga postawa kompletnego braku tolerancji Niemców. Moim zdaniem lepiej jest umrzeć w obronie słabszego, poniżanego niż być w obozie "zwycięzców", którzy nie kierują się żadnymi wartościami.
Daniel Warchał
Mamy rok 2003. Jesteśmy już prawie członkami UE. Wejście w bliską współpracę z innymi państwami w Unii jest dla nas wielką szansą. Mam nadzieję, że w związku z tym faktem zmieni się nasze podejście do tolerancji. Polska jest uważana za kraj nieszczególnie tolerancyjny. Polacy niechętnie widzą cudzoziemców na ulicy. To duży problem naszego narodu. Mam nadzieję, że to się zmieni. Na szczęście nie wszyscy są rasistami. Chciałbym także zwrócić uwagę na problem tolerancji na świecie. Brak akceptacji inności drugiego człowieka istnieje w wielu państwach. Chciałbym zaapelować do wszystkich o miłość do człowieka innej rasy, religii, narodowości.
Jakub Zdunek
Tolerancja - co na początku XXI w. właściwie oznacza to słowo? Tolerować możemy pewne zachowanie, niektóre pokarmy, ale czy jesteśmy otwarci na inne kultury, obyczaje, inny kolor skóry? Słowo tolerancja ma szersze znaczenie niż się wydaje. Nie da się go zdefiniować w kilku prostych zdaniach. Bycie tolerancyjnym w czasie II wojny światowej oznaczało bycie naprawdę kimś. W czasie masowej eksterminacji Żydów utrzymywanie z nimi nawet najmniejszych kontaktów mogło oznaczać nawet utratę życia. Teraz przed przełomową datą 4 maja 2004 r., czyli wejściem Polski do Unii Europejskiej, winniśmy zmienić swój tok myślenia i stać się ludźmi, u których żadnych złych zachowań nie będzie wywoływać inny kolor skóry czy sposób bycia.
Michał Ciura
WYWIADY
Wywiad z panią Alfredą Kotarbą
Co pani wie na temat rodziny żydowskiej, która ukrywała się w Uszwi w czasie wojny?
Najpierw ukrywali się pół roku w pustym domu u sąsiada. Właściciele byli we Francji. Ja nie wiedziałam, tyle tylko co podsłuchałam w nocy. Przychodzili do nas ciągnąć wodę. Mama im pomagała, wynosiła mleko w umówione miejsce. Jak upiekła 5 bochenków chleba, to zawsze jednego brakowało. Ja nieraz pytałam się, gdzie on jest, to mnie skrzyczeli, bo wszystko było w wielkiej tajemnicy. W dzień Żydzi siedzieli w piwnicy (ich było chyba pięcioro), w nocy wchodzili do domu, bo się kurzyło z komina, a okna były zabite. Jakoś dowiedział się o tym wójt, bo miał dozór nad tym domem i nakazał, aby Żydzi się wynieśli, bo wszyscy pójdą tu z dymem, jeśli ktoś doniesie. Ludzie przecież idą w pole, krowy tędy ganiają. Po pół roku wynieśli się. Chociaż mamy pole na Piskorce, ja nie wiedziałam, że tam są. Nie kazano nam dzieciom chodzić na jagody i grzyby. Ludzie musieli wiedzieć, bo to trwało trzy lata. Nie wiadomo, kto ich zdał Niemcom. Jedni mówili, że gajowy. W zimie mieszkali chyba u Kotfisa, latem w bunkrze. Kotfis był bardzo dobrym człowiekiem. Żal mu było tych dzieci, przecież to niewinni ludzie. Każdy chciał, ich uchronić, żeby się uratowali. Pewnego dnia (ja miałam 8 rok) na motorach jechali Niemcy. My pod strachem myśleliśmy, że wszyscy zginiemy. Wiedzieliśmy, że ktoś zdał, że Niemcy się dowiedzieli. Tata nigdzie nie odchodził. Jeszcze mama mówiła, żeby uciekał z domu, żeby się ratował. Tata mówił, że jeśli ucieknie, będzie podejrzany, że pomagał. Słyszeliśmy strzały. Wyły psy. Baliśmy się. Najpierw zastrzelili Żydów. Jeden się chyba uratował - Janek. Nie był razem z rodziną, ale słyszał krzyki Niemców. Ukrył się w mendlu ze zboża. Potem Niemcy poszli do Kotfisa. Miał dwa psy. Najpierw zastrzelili Kotfisa, a potem psy. Kotfiskę wyprowadzili na pagórek, na skarpy i całą drogę ona płakała, a Niemcy strasznie na nią krzyczeli. Podobno pytali się, kto jeszcze pomagał tym Żydom, bo przecież oni sami nie mogli wyżywić całej rodziny. Ona nie wiedziała, co po niemiecku do niej mówili. Mówiła, że nie chciała, ale mąż ją bił i musiała słuchać, że ona niewinna. Tutaj słyszeliśmy wszystko. Był tam żandarm Schulz. On wiedział, co Niemcy do niej mówili. Tłumaczył Niemcom, (bo później mówił), że ona niewinna, że tu nikt nie pomagał. I tak ona i my uratowaliśmy się. Jak już wszystko ucichło i oni odjechali, Kotfiska przyszła z krzykiem do mojego ojca i Kurtyki, żeby zanieśli Kotfisa do domu. Bardzo się bali, ale poszli i zanieśli. Na drugi dzień rano (już nie pamiętam) wzięli go na wóz i pochowali na cmentarzu bez pogrzebu, bez niczego, przecież nie wolno było. Żydów zakopano w jednym dole, ale po jakimś czasie (tyle pamiętam) wywieźli ich na wozie, ale nie Niemcy. Ojciec mówił, że w osłonach były rzucone ciała i skropione wapnem. Gdzie ich później pochowano, nie wiem.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiały: Agnieszka Bober, Barbara Gałęziowska, Anna Gurak
Wywiad z panią Stanisławą Kotfis, żoną syna Wojciecha Kotfisa
Jak pani zapamiętała Wojciecha Kotfisa?
Ja Wojciecha Kotfisa nie znałam osobiście tylko ze zdjęcia. Był bardzo podobny do mojego męża Andrzeja.
Jaki był Wojciech Kotfis?
Miał siedmioro dzieci. Był wysoki i prościutki jak świeca. Służył w wojsku austriackim. Miał gospodarstwo. On był taki "panek". Służył do mszy św., będąc już żonatym. Do kościoła mało chodził, ale jak już szedł, to ubierał białe rękawiczki, garnitur, zabierał laskę i kapelusz.
Ludzie mówili, że był „inny", dlaczego?
Widzieli w nim filozofa, kogoś lepszego. Był bardzo mądrym człowiekiem jak na tamte czasy. Był oczytany, miał bardzo dużo książek, czytał gazety. Przychodzili do niego księża i mądrzy ludzie, szychy, urzędnicy i wymieniali się książkami. Interesował się polityką. Umiał mówić po niemiecku. Był dobrym chłopem.
Jakim był ojcem?
Z żoną się lubili, szanowali się, chociaż był surowy dla niej i dla dzieci. Porobił wszystko w polu, przygotował np. rządki pod ziemniaki, a później żona zabierała dzieci i sadzili, a on do altanki, książki wyrozkładał, gości się naschodziło. Tym się zajmował. Jeszcze nikt nie wiedział, czy będą samoloty górą lecieć, że będzie wojna, a on już wiedział. Nie wiem, gdzie podziały się te książki. Wymagał od dzieci i od żony, wszystko musiało być porządnie zarobione. Był pedantem. Wpajał dzieciom szacunek dla ojczyzny i człowieka. Jego syn Andrzej walczył we Francji.
Proszę opowiedzieć o tragicznej śmierci Wojciecha Kotfisa.
Pomagał Żydom, którzy mieli bunkier na pagórku około kilometra od jego domu. Przychodzili do niego wieczór pojeść sobie, żona piekła dla nich chleb, nosiła im jedzenie. Niemcy przyszli najpierw na zwiady. Siedzieli na ławce i rozmawiali z Kotfisem. Jeden na pożegnanie zasalutował. W dzień rozstrzelania przyszło czterech Niemców z psami. Najpierw zobaczyli chłopca - Żydka. Później musieli zauważyć innych. Poszczuli ich psami: zastrzelili Żydówkę z dzieckiem. Później rozmawiali z Kotfisem. Jeden schował się za gruszą. Śmiał się. Gdy się żegnali, ten stojący za gruszą strzelił i zabił go na miejscu. Żona była wtedy w domu. Wyszła i zobaczyła zastrzelonego męża. Ją też zawołali. Broniła się i zwalała wszystko na męża. Ciało zaniosła do stodoły zawinęła w prześcieradło. Na drugi dzień pochowali go na cmentarzu, m.in. chował go Jan Warkocz. Ciała Żydów pochowali w fosie. Później kazali wywieźć je gdzieś na kierków [cmentarz żydowski, brak tam jakichkolwiek śladów]
Co się stało z bunkrem?
Jeszcze 25 lat temu były jego szczątki. Dom Kotfisa został rozebrany. Koło domu było pole, które ojciec Wojciecha Kotfisa otrzymał od Austriaków za udział w jakiejś wojnie. Teraz wszystko zarosło.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiały: Karolina Pasek, Barbara Bober
Wywiad z panią Zofią Potoczek
Ile rodzin żydowskich mieszkało w Uszwi i czym się zajmowały?
W Uszwi mieszkali:
- Chaskiel - prowadził ubój bydła i cieląt
- Kiwa - prowadził handel i ubój
- Szimek - miał sklep i gospodarstwo rolne
- Kołma - zajmował się gospodarstwem
- Cielicka - skupował mleko i jego przetwory
Co było odmiennego w ich zachowaniu?
Żyli tak jak wszyscy ludzie, jedynie nie chodzili do kościoła, a dzieci na lekcje religii. Nie jedli też wieprzowiny.
Jak mieszkańcy Uszwi traktowali Żydów?
Jak normalnych sąsiadów. Żyli dobrze i w zgodzie. Chodzili do ich sklepów, kupowali u nich mięso, wymieniali zboże na mąkę.
Jaka była rodzina Chaskla Goldbergera?
Była to dobra rodzina, mieli troje dzieci. Zajmowali się skupem bydła.
Gdzie się ukrywali i kto im pomagał?
Ukrywali się w lesie, gdzie ich później rozstrzelali. Wcześniej Chasklowa z małym dzieckiem jak uciekała, ukrywała się w naszej stodole. Myśmy o tym nic nie wiedzieli, dopóki nie usłyszeliśmy płaczu dziecka. Płakała i prosiła nas o mleko i żywność. Mówiła, żeby się nie bać, że jak się ściemni, to w nocy pójdzie dalej. Mama jej dała mleka i coś do jedzenia. Nazajutrz rano już jej nie było i nie wiedzieliśmy, gdzie poszła. Później jeszcze kilka nocy przychodził jej starszy syn, pukał w okno i prosił o jedzenie. Mama zawsze mu coś podawała, a kto im pomagał, nie wiem, bo każdy bał się do tego przyznać.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Monika Pabian
Informacje uzyskane od państwa Z., którzy chcieli zachować anonimowość.
Przed wojną było w Uszwi kilka rodzin żydowskich. Mieli sklepy. Można było u nich wszystko sprzedać. Polacy dobrze żyli z Żydami, chociaż pojawiały się hasła typu: „Bij Żyda". Chaskel był rzeźnikiem i sprzedawał mięso. Miał dwie albo trzy córki i syna Janka. Rodzina Chaskla i Pinkas w czasie wojny ukrywali się w bunkrze na pograniczu Grabalin i Piskorki. Raz jako mały chłopiec byłem w lesie z ojcem i zauważyłem bunkier. Podszedłem i otworzyłem właz. Zobaczyłem tam Pinkasa. Od tej pory Chaskiel i Pinkas przychodzili do nas do domu. Przynosili zboże, mama wypiekała im chleb i dawała mleko. Ostatni raz przed rozstrzelaniem zaniosłem im 5 bochenków chleba w umówione miejsce. Ścinali także drzewa w lesie i nosili do domów w zamian za kukiełki. Chodzili do wielu rodzin, ale we wsi nikt o tym nie rozmawiał. Żydzi i Kotfis zostali rozstrzelani pod koniec maja lub w czerwcu 1944 r., chodziliśmy wtedy na maliny. Była niedziela. Z Niemcami szedł polski policjant Schulz. Wiem, że Pinkas zaczął uciekać i szarpał go pies. Zastrzelili żonę Chaskla i dzieci oraz Pinka i Kotfisa. Ciała Żydów pochowano na skraju lasu. Widziałem mogiłę, chodząc na maliny, ale mogli później wywieźć je na kierków. Kotfisa pochowali najpierw w wale koło cmentarza. Chował go Andrzej Pawełek, Jakub Bukowicz i Karol Rabiasz. W dzień tragedii przez wieś przeszła groza. U nas w domu wszyscy się bali. Myśleliśmy, że któryś z Żydów przed śmiercią powiedział, kto im pomagał. Strach był bardzo duży. Ludzie ubolewali, że tuż przed zakończeniem wojny Żydzi musieli umrzeć.
Pani Z. wspomina
W jeden wieczór przyszedł do nas Pinkas po chleb. Siedział w kuchni przy piecu. Nagle do kuchni wszedł Niemiec. Kazał nam zasunąć okna. Na szczęście nie zauważył Pinkasa. Nie pamiętam, kiedy się tak bałam jak wtedy. Strach był ogromny, mogliśmy wszyscy zginąć.
Wywiad z panią Julią Kural
Przed wojną w Uszwi mieszkało kilka rodzin żydowskich. Jak wyglądało ich życie?
W Uszwi mieszkał Kołma na Rynku, Mosiek, Chaskiel, Cielicka, Drożdżos. Mieli sklepy, jatki z mięsem, konie chowali, jeździli do Tarnowa i Nowego Sącza, wozili towary: zboże, piwo. W sklepach dawali na bórg do pół roku, a jak nie płaciłeś, zabierali majątki. U Szimka była karczma. W ich święta nawet w piecu nie palili, tylko świętowali. Mieli swoją bożnicę. Szkodliwi nie byli, nikomu nic nie mówili. Do szkoły dzieci chodziły tak jak i wy. Na lekcji religii dzieci wychodziły. Nieraz ksiądz mówił Jankowi od Chaskla, żeby nie uciekał, to został. Ubierali się normalnie. Mężczyźni byli wygoleni, tylko Szimek miał długą brodę.
Jak traktowali Żydów mieszkańcy Uszwi?
Tak jak Polaków. Oni wychodzili do ludzi, ludzie do nich. Nikt się nie wtrącał, tyś jest Żydem, a ja Polakiem.
Jaki był los Żydów po wybuchu II wojny?
Ani jeden się nie wrócił. Wszystkich pozabijali i wyjechali. Chaskiel został i ukrył się w lesie.
Jaka była rodzina Chaskla?
Syn Janek, córka chodziła do trzeciej klasy i jeszcze była jedna malutka. Chaskiel miał ładną żonę, damę. Dobra była. Jak się dziecko skaleczyło, to nogę owinęła. Na niektóre dzieci pokrzyczała, czemu się biją.
Czy Chaskel z rodziną od razu ukrywali się w bunkrze?
Najpierw po pustych domach. Tam, gdzie wiedzieli, że ich ludzie nie wydadzą. Może byliby przetrwali, bo był rok 1944, na jesieni, a Niemcy w styczniu zaczęli uciekać. Najpierw żona Chaskla przebywała długo z dziećmi na Kątach. Babcia Karasionka ulitowała się nad nią. Miała kuchenkę i tam mieszkała. Ludzie wiedzieli, ale nikt się nie wtrącał w takie sprawy. Ich bunkier był ukryty, miał wymiary 4 x 4 m. Palili w nim w zimie. Kopali ziemniaki na polach. My dzieci pierwsze zauważyłyśmy, ale nikt nie mówił.
Kim był Wojciech Kotfis?
Mieszkał w polu. Miał gospodarstwo, 3 morgi pola. Był wysoki, około 2 metrów. Żydzi do niego przychodzili, zagrzali się, ugotowali sobie coś.
Co pani wie na temat rozstrzelania Żydów w Uszwi?
Szło czterech Niemców, trzech Polaków, policjanci z karabinami i pies. Ja z bratem pasłam krowy. Słyszałam strzał. Mówili, że najpierw zabili małą Żydówkę, która zbierała borówki. Potem zabili matkę z najmłodszą dziewczynką. Chaskiel z Jankiem uciekli. Pinkasa dobili na łąkach. Później nie było słychać o nich, ale Chaskiel się tu nieraz plątał. Jak stoi dom Kamyckiego, to on nieraz przesiedział przez noc na strychu. Nieraz szedł wieczór. Ja go widziałam, jak byłam u macochy. Ktoś pukał do drzwi. Macocha się odzywa: „Kto tam?”, a on: „Ja, swój”. Przyszedł późno, ale macocha go wpuściła. Dała mu trochę chleba, ale prosił, żeby nikomu nie mówić. Ktoś mówił, że Chaskiel zginął w Gródku, jak przechodził przez gościniec. Kotfisa też rozstrzelali razem z Żydami. Często siedział w altance. Świadkiem była żona. Mówiła do Niemców: „Zabiliście mi pieska", a oni odpowiedzieli: „Tego na dwóch nogach". Żona opowiadała, że siadła na podwórku i rozpłakała się. Doszła do rodziny na Rynku. Kotfis został pochowany w wale na cmentarzu. Mszy pogrzebowej nie było. Owinęli go w płachtę i pochowali. Kto chował Kotfisa i Żydów nie wiem.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiali : Karolina Pasek, Michał Ciura
Wywiad z państwem Franciszkiem i Józefą Warkocz
Ile rodzin żydowskich mieszkało w Uszwi?
Kołma, Chaskiel, Szimek, Drożdżos, Kiwa - pięć rodzin.
Czym zajmowali się uszewscy Żydzi?
Handlem, mieli sklepy. Kołma i Szimek obrabiali pole, zajmowali się gospodarstwem.
W obecnym państwa domu mieszkała rodzina żydowska. Jacy to byli ludzie?
Dobrzy, spokojni, uczciwi. W tym domu mieszkały cztery osoby przez 3 lata. Żydówka była krawcową. Miała dwoje dzieci. Jak ich odwoziłam do Zakliczyna na początku wojny, na pamiątkę zostawili mi szafę, którą mam do dzisiaj.
Czy Żydzi mieli swój kościół?
Tak. Modlili się u Szimka. Tam im nikt nie przeszkadzał, nikt tam nie chodził. Dzieci żydowskie chodziły razem z polskimi do szkoły z wyjątkiem religii. Na tę godzinę wychodziły.
Jak mieszkańcy Uszwi odnosili się do Żydów, co o nich myśleli?
Żyli normalnie tak jak każdy, jeden z drugim. Nie mieli złośliwości do Żydów. Chaskiel interesował się handlem, Kiwa także. Żyli z ludźmi jak Bóg przykazał.
Jaki był los rodzin żydowskich po wybuchu wojny?
Wszyscy byli spędzani do getta. Gdy wyjeżdżali, nie myśleli, że pojadą na takie mordy. Polacy bali się spotykać z Żydami. Niemcy ogłosili przez gminę, żeby nie ukrywać Żydów i powiedzieć, jeśli wie się o ich ukrywaniu.
Czy mieszkańcy Uszwi wiedzieli o tym, że w Grabalinach ukrywają się Żydzi?
W Grabalinach ukrywała się rodzina Chaskla. Mieszkali wcześniej tam, gdzie jest dzisiaj sklep u Pawełka. Do czasu wyszukania przez Niemców, nikt z wyjątkiem Kotfisa nie wiedział.
Kim był Wojciech Kotfis i w jaki sposób pomagał Żydom?
Kotfis był rolnikiem. U niego w domu wypiekali chleb i gotowali.
Co może Pan powiedzieć o rozstrzelaniu Żydów i Wojciecha Kotfisa w 1944 roku?
Nic. Wiedziałem, że była obława, ale udziału w tym nie brałem. Z opowiadań wiem, że była obława przez Niemców i Polaków, którzy obowiązkowo musieli brać udział w tej nagonce. Tam byli Żydzi rozstrzelani i pochowani, ale gdzie nie wiem. Nie wiem też, kto chował Kotfisa i gdzie.
Kto doprowadził żandarmerię?
Policja polska musiała iść, ale kto ich wydał nie wiadomo. Składano winę na różnych, ale to wszystko nieprawda. Uratował się Chaskiel i jego przybrany syn Janek. Uciekali prawdopodobnie na Kobyle. Chaskiel był postrzelony i umarł, Jan jeszcze żył i odwiedzał nocą Uszew. Ktoś go tam widział.
Co się stało z majątkiem Żydów?
Były kupowane przez wójta i innych ludzi.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiały: Dominika Stelmach, Justyna Radzięta
Wywiad z panią Janiną Witkowską
Co pani może powiedzieć na temat Żydów, którzy kiedyś mieszkali w Uszwi?
To był Chaskel, Szimek (jego syn chodził ze mną do szkoły, jak była religia, to wychodził), Kołma, Drożdżos, bo miał drożdże. Żydzi zajmowali się handlem, skupem mleka, z którego robili sery i sprzedawali w Brzesku. U Szimka była bożnica. W sobotę świętowali i choćbyś na kolanach klękał, Żyd ci nic nie sprzedał. W Brzesku byli sami Żydzi. Mieli wszystkie sklepy. Sprzedawali nawet różańce i książeczki do modlenia. Adwokat był Żydem, sędzia był Żydem. Wszyscy się uczyli, bo mieli za co. Ci Żydzi z miasta wymądrzali się. Mówili do Polaków: „Wasze są ulice, nasze kamienice". W czasie wojny zrobili w Brzesku getto, a później wywieźli Żydów do Oświęcimia.
Jak mieszkańcy Uszwi traktowali Żydów?
Jak wszystkich. Nikt im nic nie mówił. Dzieci żydowskie bawiły się z polskimi. Chłopcy czasem podśmiechiwali się z Żydów. Ja traktowałam Żydów i Polaków jednakowo. Żydzi nic mi nie byli winni.
Znała pani Chaskla Goldberga?
Miał sklep, nie był obraźny. Jak trzeba było, to zborgował. W czasie wojny ukrywał się w Grabalinach. Pomagał mu Kotfis.
Znała pani Wojciecha Kotfisa?
Tak, niedaleko jego domu mieliśmy pole. On orał krowami, bo nie miał koni. Miał sad. Nie chodził do kościoła. Jak się poszło po coś do niego, to pożyczył, odzywał się. Niemcy zabili Żydów i jego. Pochowali go bez trumny. Tyle wiem.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiały: Barbara Bober, Renata Rozciecha